To były głowy malutkich dzieciątek
Co z jękiem kwiląc, na chwilę ożyły.
I pękło wieko: na ogromnem łożu
Leży olbrzymia żmija siedmiogłowa.
Ciało jej wielkie, w krwi spuchłe, zrąbane —
A z mieczem skoczył on bohater młody;
I siedmiu razów potężnemi ciosy
Odmiótł jej srogie łby ogniem dymiące. —
Tu śpiewem dziwnym, jak niebian wesela
Zadrżały ściany starego zamczyska —
A żmija raz się w boleściach targnęła,
I z strasznym rykiem tygrysa pustyni,
Z śmiechem rozpaczy szatana — już zdechła,
A wtedy dwieście posągów kamiennych,
Które dźwigały jej olbrzymie łoże —
Ożyły nagle, i z ciężkiem westchnieniem
Z barków rzucili to łoże potworu,
Pod którym z grzmotem w dwoje pękła ziemia,
I pochłonęła, w piekło piekieł króla — —
A w chwili zamek podziemny z ciemności,
Stanął na ziemi przecudnym ogrodzie;
A dwiestu dworzan ożywszy z kamieni,
Do nóg się słali swemu dobroczyńcy —
A wtedy karzeł nie był już karlikiem,
Ale był królem wspaniałej postawy,
I przystąpiwszy objął księcia z łzami
I rzekł: o! «dzięki! młody nasz wybawco,
Bo my i zamek tu zaczarowani
Byliśmy przez nią — ją z trzema córami.
To moje perły, to moje trzy kwiaty,
Co były dotąd zamknięte w komnaty.
A ty o panie weź jedną za żonę. — »
« Ciebie, rzekł, młodszą, dam bratu młodszemu;
A tobie starszej, dam starszego brata,
Lecz ty, najmłodsza, chodź ze mną do końca.
Do mego ojca starego cię wiodę —
On jak gołąbek siwy, ty jak gołąb
Czysta, niech gołąb cieszy się gołębiem!…
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/233
Ta strona została przepisana.