Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/234

Ta strona została przepisana.

Tam będziem w zamku, kędy okien tyle,
Co gwiazd na niebie — komnat co dni w roku —
A na swych lutniach dwunastu śpiewaków
Będzie nam śpiewać o upadku żmii. — »
l żyli długo, i byli szczęśliwi —
Żmija to Moskwa — co zajrzała Polsce,
Oj matce naszej takiego pałacu,
A dzisiaj uczy Ruś, że z nią jak córka
Krwią połączona i fałsz dzieci i hańba!...
Ruś siostrą Polski — i bez niej by była
Jako bez wody ryba...


Tu umilkł — wszyscy już spali w chacie — w koło niego wianuszek śpiących dzieci z schylonemi główkami się bielił przy dogorywającym ogniu — na ławie nad czołem śpiącej Nezabudki księżyc promyk rzucił — więc i lirnik na sianie ukląkłszy, zmówił swój pacierz — i usnął krótkim snem starości — i tylko obraz matki Częstochowskiej patrzał ze ściany na sen sprawiedliwych a prostych jak lilie polne...



Rano z jaskółką zbudził się Lirnik i wraz z Nezabudką wyszli z chaty, gdy gazdy jeszcze spali. — —
Szli przez pola szumiące bujną falą kłosów, o których Nezabudka mówiła starcowi i choć niemieli nic zbierać z pól tych, byli im bardziej radzi niż włodarze — szli wzgórzami, wioskami, ku Krakowu — a trwogą radośną biło serce dziewczyny, że ujrzy ten gród, o którym tyle tyle! marzyła — i rzekła lirnikowi: oto mi na myśl, w tej drodze przyszła kolenda — zanucę ją tobie:

W żłobie leży,
Któż pobieży
Kolendować małemu,
Jezusowi, Chrystusowi
Dziś nam narodzonemu!...