Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/245

Ta strona została przepisana.

z rzekł się jej — i osiadł w swej wiosce — by czuwać nad ludem. —
Trzeci z nas — miał szczęście do ludzi i świata — czuł wiele — umiał nie mało — i był cudnej postaci — o! ten najwięcej poświęcił — ten skonał też w nadgrodę skonem męczeńskim... On kochał nad życie swoje — młode, śliczne dziewczę, które byliby zamożni rodzice wydali za niego. —
On poświęci! swą miłość — i stał się — księdzem; by mógł w swej parafii działać jako pleban...
I stało się. — —
Salwator osiadł w swej włości i — poświęcił zapał do podróży. —
Jaś, nasz wtóry druh — poświęcił miłość pierwszą i powaby świata — i stał się plebanem w tej włości. —
Ja na koniec — rzuciłem na ten ołtarz moją namiętność dalszej nauki i ślęczenia w księgach — a zostałem nauczycielem w szkółce tej włości. —
Ukochaliśmy się jak bracia — o! więcej niżby wysłowić można, byliśmy szczęśliwi!... ale nasze ofiary i śluby młodzieńcze — pokryła wieczna tajemnica, wiadoma tylko temu, co wie wszystko!
Osiadłszy w swej ziemi, Salwator zwołał gromady i przemówił do nich od serca — po prostu — rzewnie — jak brat — nie jak « Pan» to dawne zwierzę, przed którego wspomieniem drżał chłop i bił pokłony, byle się prędzej jak od stracha odżegnać... przemówił otwarcie — śmiało — że chce im być Ojcem bratem! — byle mu uwierzyli. — I zniósł Pańszczyznę dnia tego — radził, by dzieci posyłali do szkółki, od płacenia nauczyciela całkiem ich uwolnił i obiecał nadgrody, zaprosił na ich dzień cały — kazał zabić wołu, zatoczyć na dziedziniec beczkę piwa (bo wódki im niedawał) dwie muzyki rzępoliły od ucha — i tak rozpoczęło się dzieło na pozór łatwiej niż się zda — ale nie tak łatwo przyszło przemówić do głębi serca ludu, co zagnienione spał w grubej łupinie jak klejnot pod ziemią... pokiwali głowami — ucałowali go w kolana ale żaden niezrozumiał i ufności mu niedał... a z wszystkiego został błazeński śmiech sąsiadów, którym gardził — i uśmiech oficjalistów, który wyrozumiewał, gdy mruczeli