Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/246

Ta strona została przepisana.

smaruj chłopa miodem! Ale smutny Salwator rąk nie opuścił — dziwił się zawsze tym, którzy od ludu prostego żądają jakichś sentymentalnych czułości — za jedyny objaw uznania swych prac żądał on tylko zaufania; kiedy wieśniak przyszedł do niego po radę gospodarską, lub gdy bieda dokuczyła, lub w nieszczęściu się użalić, a po śmierci nazwie go ojcem — jego był cel osiągnięty... Trudno jednak szło — bo nieufność była mocniejsza nad wszystko — ale smutny Salwator rąk nieopuścił — — nakazał surowo oficyaliatom sprawiedliwe i wyrozumiałe obchodzenie się z ludem, pod utratą obowiązku... a było im dobrze, więc ślepo słuchali, poczuwszy, że to serdeczna stróna Pańska i że bezkarnie jej nietknąć... W długich przechadzkach swoich chodził po wiosce, między chałupy (wioska jego zwała się « Dobrawola») — kiedy się zmęczył, odpocząć zachodził i siadał na podwórko jakiej chaty, rozpoczynał gawędę z gospodarzem, czasem prosił o wodę lub mleko, które mu gościnnie gospodynie podawały... z początku uciekali od niego — i długo niemogli pojąć, by Pan mógł tak łaskawie z niemi rozmawiać — i kiwając głowami radzili, co on w tem mieć może, że się z niemi niehardzi?... kiedy przychodził spocząć pod jaką chatą, dzieci jedne przez drugie uciekały za piec i szparami wyglądały na Pańskie straszydło… ale w kilka miesięcy wybiegały też same dzieciątka do niego i każde z gościńca wabiło go do swojej chaty — on brał je z uczuciem na ręce, całował jak własne i wznosząć w niebo wzrok sprawiedliwego: mówił: przez tych daj mi działać na losy Ojczyzny!... i gładził je po czołach, wypytując o różne drobiazgi, a na szyjach zawieszał im medaliki z Maryą Częstochowską z jednej, a orłem i pogonią z drugiej strony, rozdawał im obrazki — i spinki do koszul błyszczące... tak tedy oswojono się z nim w chatach — ale nic dziwnego — bo Hrabia Salwator niejeździł bidą, ani półdiablem po wsi, chodził on często, sam skromnie ubrany i po zwykłemu — siadał na podwórku i rozpoczynał rozmowę — w niej badał potrzeby i myśli każdego i jego uczucia, kiedy który cierpiał, w jego uścisku znajdywał współczucie i podparcie — toć przed nim najprzód poczęto się wywnętrzać, zwolna zaczęto się wychylać ku niemu — poczęto wierzyć w jego miłość