takie obcowanie z ograiczonem pospólstwem – co się działo w sercu jego - czują Ci, co czuli uczucie spełnionej powinności… Był jednak straszny sęk w robocie, który murem dzielił go z gromadą – przed stu laty zgorzała wieś i część jej mieszkańców wyszedłszy, nigdy nie wróciła – ziemię opuszczoną po chatach i łąkach – rząd chciał kolonizować – poprzednicy Salwatora zajęli tę ziemię, odpowiadając rządowi, że gdy się ludność powiększy do dawnej liczby, wrócą te grunta włościanom – niebyło wszakże tego zapewnienia, ani zajęcia gruntów pewności na piśmie, wzywanie tak długie według litery prawa przyznało je i nadal dworowi. – Jeden z starych ludzi jednak zapamiętał tę tradycyę i nadmienił mu o niej na ucho – dość mu tego było. – Nic nie rzekł – zastał kilkonastoletni proces obejmując majątek – i niebawem doczekał się rozwiązania przyznającego mu zupełne posiadanie rzeczonych gruntów. – Wtedy podskoczył z radością dziecka – we wsi krzyk, płacz i złorzeczenie na tych, co podjudzali gromadę do prowadzenia procesu nadal z dworem. – Zjechali się urzędnicy – wieś była oburzona i praca jego zdała się być daremną – ale smutny Salwator rąk nieopuścił – nie wahał się on i chwili – zwołał przy urzędnikach na miejsce orzeczone gromadę – i rzekł jej: oto dziś papierem w ręku przyznającym mi wygraną: wedle prawa – oświadczam wam, że nie wygrałem wedle mego przekonania i uczucia sprawiedliwości – drę ten papier – i oddaję wam własność waszą – nie dziękujcie mi – bo niedaję mojego – czynię tylko powinność – tu oddał im przez siebie podpisany dokument, jako te części ziemi zwraca im na zawsze i podał im dłonie z przyjacielskim uśmiechem – a grunta rozdał na własność synom tych gospodarzy, którzy celowali w szkółce pilnością i obyczajami – Bóg widział łzy włościan i łzy Salwatora – na rękach ich wrócił do domu odtąd pękły lody na zawsze – gromada napiętnowała swoich dawnych plenipotentów a on rzekł im surowo: nie dziękujcie, bom wam oddał to, co myślę, że wasze jest – gdy by było moje, nieoddałbym wam, byście niemyśleli – że macie prawo do tego, co nie waszą własnością – za to chcę tylko od was, byście mnie kochali – a dowieść tego możecie, posyłając dzieci do szkółki. – Szkółka była przybudowaną do starego dworca
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/248
Ta strona została przepisana.