bydła, głos dzwonów, krzyk i płacz ludzi – na tle łóny roztaczającej płaszcz piekielny, wtórowały dziwnie duszy człowieka, który raz ostatni spójrżał na ciało świętej swojej – z sierotą na ręku. – Rzucił się na oślep – zaczął rozrywać belki – szamotać się ze strzechą; słomianą, – aż – z bolu i gorąca – zemdlał i tak go odniesiono do domu kędy płomienie nie doszły – Biada! kto taką, jedną, noc przeżył w życiu – żaden dzień ani noc żadna mu jej niewynadgrodzą – on się odtąd za pokutę śmiać będzie!... W okropny ranek zaszło chmurne słońce nad «Dobrą Wolą» – zastało sto rodziń bez dachu i chleba – kłęby dymu wlokły się polami nad popalone drzewa, co wczoraj tak zielono szumiały – a wśród tłumów zrozpaczonych – wyniosła postać Plebana ozywała się głosem wiary i potęgi bożej – w tem w pośród ludu rozległ się głos: Pani umarła! – a lud jak był – od popiołu chat z jękiem: o nasza matko! ... pognał ku dworowi. – Dzień już świtał i słońce oświecało nieszczęsnemu martwą, twarz żony, co jeszcze z anielskim uśmiechem zdała się czekać przebudzenia! On stał nad nią długo – długo – niemo – z zaciętemi ustami – rękoma załamanemi, w nieładzie dzikiej rozpaczy – aż jak dąb się powalił z niemocy. Podniosła go gromada – zaryczał boleścią swą, tak że głos ten doszedł tronu Boga – potem przetarł czoło – postąpił do kołyski, a wziąwszy syna na ręce – wzniósł go do góry i patrząc na krzyż, co wisiał nad zmarłą, na ścianie, rzekł ponuro: bądź wola twoja!... a potem rzekł gromadzie: to sierota! – stracił matkę – niewiele mu po Ojcu – wam go oddaję, gdy mnie niestanie – wy mi go do chrztu potrzymacie! ... bracia moi! ... tu gromada porwała od niego dziecię i z rąk na ręce podawała sobie, całując i z płaczem głaszcząc niemowlę – mówiąc: do ostatka z nim będziem!... a Salwator oparłszy znużone czoło na piersi wójta, po raz pierwszy cicho zaczął płakać jak człowiek – na piersi człowieka ... i obaj strapieni po swojemu, obaj uczuli ulgę w duszy.
Cała wieś choć po pożarze, który jej wszystko zniszczył, zeszła się na pogrzeb Pani – z płaczem i łkaniem. – Ksiądz Jan z smutkiem a poddaniem się wiódł orszak cały a sierotki niosły z cichym płaczem Panią do grobu ... jak lilie białe. – Za trumną: szedł z dziwną spokojnością Salwator – wiodłem
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/259
Ta strona została przepisana.