tłum – na czele stał pleban z krzyżem i Salwator z krzywą szablą, z obrazkiem Bogarodzicy. –
« Z tą szablą dziad mój walczył w Waszemi pod Kościuszką – w imię Bogarodzicy i my dziś pójdziem! – Ale noc zapadała – i tylko ze wzgórza, za którem staliśmy, było widać na granicy tłum ludzi w szatach różnej barwy, snać zrabowanych – przy ogniskach trzaskających i wiejących dymami pożarów ku niebu, siedzieli hurmą przy każdem ognisku, prażąc jadło, z pijaną, brudną pieśnią korowodziły podle urlopniki – i żołdactwo pijane – włosy mi się jeżą, gdy noc tę wspomnę, ale zleciała na czyszczeniu i nabijaniu broni – i modlitwie cichej. – Słońce krwawo zeszło, oświecając czerń zbydlęciałą, co się poczynała poruszać – ku nam. Na czele zgrai człowiek barczysty z pałką postępował – odzienie miał brudne, skrwawione i poszarpane, wzrok od stu djabłów i siedmiu złodziei – na palcach mnóstwo pokrwawionych pierścieni – a rudy włos ognisty kołtunem mu spadał po żylastych ramionach. – Był to Kuba rudy, złodziej, którego za zbałamucenie sieroty pleban ze wsi wygnał, gdyż psuł ludzi mimo wszystkich jego zaklęć – potem krył się po lasach i napadał ludzi z kilką złodziejami – i kradł konie. Gdy się przybliżyli Salwator i Pleban, zawołali: naprzódl tłum pijany wlókł się bezładnie – aż po długiej chwili wrzasnęli Hurra! i rzucili się naprzód z kosami i cepami – wpadli nasi na tłuszczę gwałtownie – razem – wściekle – tak jak lud kiedy raz krew poczuje – ale po zapasach piekielnych – i niedługich przeważną sił parci, cofnęli się w przerażeniu i poczęli pierszchać – a na czele Kuba Rudy pijanem gardłem zaryczał: Ha! tuście mi! Czekajcie! teraz ja Panem wracam – i zbliżył się ku nam – a pleban wystąpiwszy z apostolską grozą zawolał: ani kroku dalej nie pójdziesz! ... i krzyżem uderzył go w czoło. – On stanął jak wryty pod wzrokiem kapłana – ale po chwili ciszy ponurej porwał krucicę bogato oprawną – i nią wymierzył w samą pierś Plebana – ogień błysnął i padł sługa Boży, modląc się za złoczyńcą, który niewiedział, co szyni – i po chwili oddal ducha między orszaki męczenników świętej sprawy, których liczba dochodzi męczenników Chrześciaństwa, padając za sprawę nietylko
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/263
Ta strona została przepisana.