Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/264

Ta strona została przepisana.

Ojczyzny lecz całej ludzkości Chrześciańskiej. – Hurra! wrzasnął Kuba i parli przed sobą cofającą się gromad o troje mniejszą, co do liczby – garstka naszych szła ku domowi, unosząc na ręku rannego Salwatora, szarpiącego się z rozpaczą i zwątpieniem. Już dochodziła czerń naszej wioski – wpadła na dziedziniec – gdy zbliżając się do domku szkółki naszej Kuba przewodnik zastrząsł się na całem ciele, jak opętany – i krzyknął – stójcie!... ani kroku dalej ... tłum się zatrzymał jak jeden człowiek, a Kuba zadrżał na głos pieśni, która brzmiała z okienek szkółki – przed nim leżał we krwi trup kapłana, który tyle razy kołatał do jego duszy – a ze szkółki ozwał się srebrny, czysty chór głosów dziecinnych z anielstwem niewinności:

Kiedy ranne wstają zorze
Tobie ziemia – tobie morze –
Tobie śpiewa żywioł wszelki
Bądź pochwalon ...
« Boże Wielki! »

ryknął Kuba głosem tym, co zatargał jego wnętrznościami wzburzony; rzucił się na kolana przy trupie kapłańskim – ponuro mruczał: on rodziców ratował – mnie chował ... a ja go zabił – potem porwał się się za głowę i straszliwie krzyknął: Oj! oj! oj! i popędził jak – koń polami w las, gdzie go znaleziono obwieszonego na gałęzi z uśmiechem waryata ... wtedy zgraja ugodzona na wskroś stanem wodza – i śpiewem niewiniątek przeszyta, poczęła się mieszać – naprzód, kto w Boga wierzy! – krzyknąłem na naszych, co nabrali ducha i po krótkiem motłoszeniu się rozpędzili strwożoną czerń, której moc za Kubą była odbiegła – a kilku naszych niosąc ciało plebana z płaczem głośnym, weszli do szkółki i na ławie złożyli je – tam głośnym lamentem opłakaliśmy jak dzieci, z dziećmi razem to życie, co zgasło a ciemność zostawiło wpośród nas. – I odtąd smutne dni wlokły się w wiosce, bandę tę rozbito w okolicy po śmierci Kuby, doszła nas wieść o bitwie i upadku powstańców, z których kilku do końca dotrwali jak olbrzymy ducha i śmiercią swoją uświęcili szubienice. – i cisza grobowa – jak głaz olbrzymi spadła nam na piersi.