Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/265

Ta strona została przepisana.

Biada ci – przedwczesna, poroniona myśli, choć ziarno twoje padło w ziemię i niebyło bez plonu jak każde ziarno ofiary – koniec twój i rok twój przeklęty po wiek wieków! ... i głuche milczenie będzie po nim –
Niema spokojność wróciła do naszej wioski – w szkółce rosły pacholęta, a kilka sierót z dni nieszczęsnych wziął Salwator pod skrzydła swoje – i chował z synem jak swe dzieci – dwóch z nich poszło do szkół wyższych – i mają dziś imię w narodzie. – Tak ubiegły dwa lata – ale sielanki roku 1846 zadały nam jakiś cios okropny na duchu, z którego niemogliśmy się podnieść – myśl, żeśmy doczekali roku, w którym brat na brata a Syn na matkę powstał – zabijała tchy naszego życia – odtąd, pomimo, że się doczekał żołnierzy powstańczych w swojej wiosce, kilku kapłanów – i dwóch znakomitych pisarzy za swem staraniem – odtąd – niewidziałem uśmiechu na twarzy Salwatora – do pacierza przyłączył modlitwę o śmierć wczesną. – – Przyszedł rok 1848my a z nim nowe ognie i słońca, które zdały się na wieki pchnąć ziemię nowemi tory – niestety, przeszedł jak cudowna burza wiosenna, a zaledwo z jego piorunów trochę oczyszczenia pozostało – i na długo padło w ziemię ich ziarno gromowe! – Kto u nas przeżył rok 1846 i 1848, przeżył wiek cały i dużo widział na ziemi – ale wolałby był niewidzieć – jedyny pomnik olbrzymi tego wie[l]kiego roku, z którego nieumieliśmy korzystać, było darowanie Pańszczyzny – ogólne – w jednej chwili zapału świętego i natchnienia zdziałane przez Galicyjskich obywateli – w naszej wiosce te więzy dawno opadły – na miejsce Plebana męczennika naszego, przyszedł już młody duchowny, syn naszej wioski i wychowaniec naszej szkółki, który właśnie wziął pierwsze święcenia – i stał się jego następcą – – ale straty jego nic niepowetowało – on dotąd żyje w pamięci ich pokoleń, co niosąc go z płaczem w grób, same mu krzyż wielki postawiły. – Z czasem, wzrok mój niestety osłabiony jeszcze w młodości nocnem ślęczeniem nad księgami nagle poczynał słabnąć – ciemniałem z dniem każdym, aż dnia jednego – na zawsze zagasła światłość w źrenicy mojej – i stało mi się ciemno dokoła, ciemno jak w duszy mojej, przed którą ty ostatnia gwiazdką świecisz Nezabudko moja ... i ciemno mi będzie do końca aż