pełnemi już śmierci, podniósł się jeszcze sił resztę i rzekł do tłumu klęczącego, co muzyką jęku przepełniał komnatę: bije już moja godzina!... błogosławię Was!... ludu gołębi – bądź jakim jesteś ... idź naprzód ... kochaj … tu łzy puściły mu się z oczu: Oddaję wam to dziecię – syna mego – niech każdy z was chlubi się mianem wieśniaka – ono wyższe nad wiele innych – czciłem w was potomków ludzi biednych, pracujących od wieków krwawo – i w potrąceniu – męczenników przesądu i ucisku w świecie – a spadkobierców – przyszłości! ... zasługi ojców waszych unosić się nad Wami będą i dadzą wam działać dla Ojczyzny ... choć nienadeszła chwila cudu – pamiętajcie!... życiem, śmiercią – każdą myślą do końca niech wam będzie – Polska! Polska! Polska! ... i upadł na łoże, oddając ducha w boleści, z którą klęcząć się pasował – jękł: jak błogo jest umierać ... i skonał ... a po komnatach rozległ się krzyk żałości i wycie żalu z serc ludu – mężów, niewiast i dzieci – co trwało dzień cały ... chór ludu, co boleścią wolał do Pana zastępów – – przy łożu zmarłego «Pana!» nad którym drżeli niewidomi aniołowie i Chrystus patrzył z krzyża, wyciągając nad nim krwawe ramiona. – Byłem ślepy – niemógłem go widzieć nawet – ale gdy leżał w trumnie z spokojem wybranych i grozą miłościwą cierpienia na zapadniętem licu – czuję, jak to oblicze zdało się niemo wołać do przodków, co wisieli na ścianach w około: Większy on był od was wszystkich ten, co marzył się maluczkim grobów stróżem – bo żył wiarą, choć jadł trucizny – bo uwierzył, choć niewidział – bo działał do końca w ciszy rozpaczy – bo cierpiał wątpienie a wszystkim mówił tylko o zmartwychwstaniu – bo był rycerzem ciszy i niemego boju – toć buława jego ocieni cieniem miłościwym groby wasze ... A herb jego na trumnie niepalił go wyrzutem – bo go okupił «swoją» – nie ojców zasługą. – bo z siebie a nie z ojców był dumny – bo był synem męczeńskim, nowej zorzy – i dnia nowego! ...
I głośno łkając jak jeden człowiek niosła gromada zwłoki jego na barkach – trumna na tych ramionach płynęła jak łódź do wieczności – płynęła na cmętarz wiejski, na którym bez nagrobka wśród mogił ludu kazał się pochować – ale
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/267
Ta strona została przepisana.