Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/269

Ta strona została przepisana.

Niemieckie gdzie mogli, zmuszając go do opuszczania wioski, którą zagarnęli – swą mową i obyczajem nienawistnym – przekleństwo im – na ziemi Polskiej! ... przekleństwo najczarniejsze, dokąd jej nieopuszczą!... Byłem ślepy – mnież pozostało przeżyć wszystkich? – uczniowie moi wyszli już ze szkoły – i siedli przy rodzinach – za gorzkie słowo oburzenia kazano mi opuścić wioskę, w której nic dawnego niepozostało – tylko w polach szumi kurhan Salwatora … Stary dziad, kozak dziada Salwatora, umierając, dał mi swą lirenkę i zbiór pieśni po sobie – przytuliłem ją do piersi i oblałem łzami, wziąłem kij dziadowski – i poszedłem z pieśnią – i tak jeszcze, choć ślepy działać na serca ludu ... raz jeszcze pomodliłem się na grobach Jana i Salwatora, padłem na jego kurhan – krzyknąłem boleśnie – jak ranny ptak – i pociągnąłem po ziemi mojej z pieśnią – to stanie mi za pielgrzymkę do ziemi Świętej!... kilka z moich chłopiąt niechciało mnie puścić, były to resztki uczniów moich – chcieli mnie żywić jak ślepego Pu[c]hacza żywią dorosłe pisklęta: żywcie światło i miłość między sobą, odrzekłem im, kochajcie się – niedajcie się do końca!... Plebanowi zaś rzekłem: odtąd ty za nich będziesz odpowiadał. – Bóg z wami! ... błogosławiąc ich poszedłem – – a tylko dzwon wieczorny żegnał mnie jeszcze tęskno – mdlejąco – aż i on skonał – i tak szedłem od sioła do sioła, śpiewając ludowi pieśni o Bogu i Ojczyźnie, aż was spotkałem u grobów Pańskich... Ty płaczesz Nezabudko?... przytuliłaś się do mnie, czuję gorące łzy twoje w sercu mojem – chodź z tąd – już ranek błysnął – czuję go po rosie i śpiewie ptasząt – chodź ptaszę moje!... chodźmy ku Krakowu ... Jeszcze jest Bóg na niebie, Nezabudko. – –


I poszli! –