I wziąłem na się tyle skał do góry
Ze z niemi w raz się wzniósł on! orlopióry –
Im większy ciężar – siły większe były –
Tu tajemnica Samsonowej siły! ...
I byłem wściekły! … a jednym akkordem
Wrzasnęły we mnie wszystkich ludzi bole
I żądza pomsty za lud, co niewolę
Dźwiga – i stopnie mąk znaczy swym mordem!
I w jednej chwili wszystkich zemst pożary
Trzewia mi moje męką zapaliły –
A miałem w sobie tyle – tyle siły,
Żem był od męki silniejszy – syn wiary!
Gdy z chmur porannych ssałem myśli moje,
One się z sobą tak tarły jak chmury!
W[ś]ród walk młodości gasły mi w błękicie
Me gwiazdy czyste! ... i byłem ponury,
By duszę moją ująwszy w swe pięści
Szatan nierozdarł na dwie «piękne!» części...
Lecz z ludzim nigdy niemówił nikomu
O tem, co w pierś mi padło – nakształt gromu!
Tak raz na puszczy gdy leżę nad wodą,
W tumanie wichru się o słońca wschodzie
Przechadzał' szatan – za nim biegły żmije -
A ptactwo zmiata przed nim – i zwierz wyje
I gdym przytulił gołębia z swobodą
Mknącego przed nim – wtedy zbił dwie łodzie,
(Wściekły za swoją nieszczęścia ofiarą,
Com szponom jego wydarł - tylko wiarą!)
I rzekł mi rycząc, jeżeliś Samsonem,
To wiosłuj ze mną! ... jeżeliś silniejszy –