Wiosłuj pod wodę – ! by nad skały tronem
Łódź nie uwisła – zkąd jak dzień dzisiejszy
W bezdenną otchłań z pianą wodospadu
Runie – przeklęta – i zniknie bez śladu. –
A ujrzysz, gdy ci pianą w twarz śmierć plunie,
Że najpiękniejszy gmach szczęścia – gdy runie!...
I w łódź skoczyłem, co już powódź rwała,
A szatan wiosłem dopomaga! wodzie –
Pod wodę ręka moja wiosłowała
Jam siedział w tyle – on usiadł na przodzie –
Taką; z nim walką długośmy płynęli,
Coraz to bardziej rwiąca była fala,
Coraz nas dalej od brzegów oddala –
A już szum głuchy spadającej fali
Zaczął grzemieć głucho w zbyt blizkiej oddali.
Wezwałem Boga! ... i jak ruszę wiosłem,
I jak pchnę w prawo, gdzie on kręcił w lewo,
Skroiłem odmęt, łódź się zdała mewą!
I z nad otchłani brzegu łódź odniosłem
I zakręciłem ją w koło – trzy razy! ...
Ryknął z wściekłości pojrzawszy na jazy,
I z złości w fale – plunął jaszczurkami.
I rzekł – kierunek zmienim – sił siłami!
Teraz ty z wodą wiosłuj – ja – pod wodę!...
Porwałem wiosło – znużony niem wiodę,
I pcham łódź chyżo – aż blizko otchłani
Grzmiącej – ujrzałem jak się biała łani
Pasła na skałach – nad nią rozłożony
Orzeł czatował – by ją porwać w szpony. –
I tak mi się tej biednej żal zrobiło,
Że serce w piersi, rzuciło się – bryłą!