tyś jej stróżem tylko – i odpowiesz za ni w obec Boga i narodu! ... pomyśl, że choćby nawet praca marną była – zrobiłeś, co Ci sumienie i uczucie Polaka zrobić kazało – dorzuciłeś cegiełkę do przyszłej budowy – a jeźli nie dziś, to jutro będzie ona ważną w fundamentach węgielnych gmachu tego – gdybyś tylko jedną podniósł duszę, zdziałałeś dzieło na podobieństwo Boże! ... co możesz, rób darem, bo lud biedny – ale więcej rób dobrem słowem o! bo zaiste nie tak dar chwyta za serce, jak sposób darzenia! ... «niech lewa ręka nie wie o czynności prawej» - pomnij, że kto biedny, nie dość, że traci niezawisłość własną, musi na siebie pracować, ale i wyciągać rękę – i długi wdzięczności dźwigać – cóż więc, gdy dasz mu z goryczą to, co ci nie jest niezbędnem – pomyśl o stanie duszy jego! – Nie jeden z was powie – nie mam tyle światła, bym lud oświecał – bom się zawczasu oddał praktycznym zajęciom, nie jeden tajemnie poczuje głos: Straciłeś twą młodość na próżniactwie – i skaziłeś się przemarnieniem kapitału twego czasu i uzdolnienia – o ! zaiste – na to nietrzeba być Salomonem – trzeba tylko kochać lud ten czysty jak lilia polna – rzuć mu iskrę – on płomień w sobie rozumucha – ty masz w ręku pochodnię płonącą – on taką samą – tylko niezapaloną – dajże mu ją od swojej zapalić!... uczyń iskry jego piersi płomieniem!... Jeźliś zmarni? młodość – tu właśnie zużytecznić ją możesz i powinieneś, jeźli chcesz siebie szanować. – A żona twoja cicha i zacna Polka – niech będzie aniołem opiekuńczym tych dziatek – niech je otula gdy marzną, karmi gdy łakną. – pociesza, gdy cierpią – niech ze swemi dziatkami kocha i sieroty swego sioła – które – nie mają matki!... niech nie zawsze jeździ koczem i brumem, niech czasem piechotą. Przejdzie z dziećmi swemi po siole, niech znużona przechodząc, spocznie na podwórku jakiej chaty – i przyjmie gościnny chleb lub mleko, które jej całem sercem poda ubożuchny kmiotek – niech z nim pomówi, niech go ośmieli – zbuduje – pogłaszcze ich dzięciątka, popyta o nich i dobre słowo niech im rzecze – a łzy same mu się zakręcą w oku wdzięcznem – ona niech pomyśli, by sute ile możności obrzynki miał lud ten, gdy całe lato ratował dziedzica w pocie czoła – niech ona głosem anioła będzie – i niech jak dzwonek Loretański łagodzi męża, gdy
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/291
Ta strona została przepisana.