Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/300

Ta strona została przepisana.

Lirę tę wdowią, aż tony w błękitu
Tonie wypuszczę jak sokołów stada
A z niemi dusza wypłynie...
O! biada –
Pieśniom żywota, co jutrzni przedświtem!
Czy to Siklawa grzmi – tam w oddaleniu!...
Jakby szatany strącone, skowytem
Wściekłości niemej w pychy potępieniu? .
Podaj mi rękę – siądę –

JUCHAS.

To się grzmoty
Toczą po górach – z gór lecą na góry
I rozsypują się wśród mgieł ciemnoty
Wyją jak dziad [1] wśród turni król ponury
Którego księżyc zaczarował złoty –
Bo jego młoda królewna – dziś łania
Zaczarowana – skałami ugania
Przez wodospady sadzi ... aż dogoni
Ją kula dzika z Juchasowej broni –
Przeskakując wodospad – i spada
Strzelona – w przepaść ... nad nią orzeł dziki
Szumiał – od drugiej kuli padł – skrzydłami
Zwinął jak gwiazda lecąca światami
I za nią przepadł...

LIRNIK.

Skąd szum ryczy biada!...
Odejdź już chłopcze ... więc mnie nikt – hen w siole
Już niepamięta?... hen! Pawła z Krzeptówki?...

JUCHAS.

Nie – nikt was nie zna –

LIRNIK.

O! wy jasne główki
Ja błogosławię was – na waszem czole

  1. Niedźwiedź.