Pod płotem szkielet z czarną szatą
Stoi – a wiatr nią targa ostry...
Stoi – śmieje się trupia szczęka
O! czy już Jasia niepoznacie?...
Łańcuchem szkielet swym pobrzęka
Stoi – przeraża ich postacie –
O z chlebem, solą w dobrej woli
Witacie! przychylając nieba
Lecz moich sytym – niechcę soli,
I sytym jest goryczy chleba!
I woła – nicość na dnie świata –
Miłość – cnota – głupstwem jest! marą!
Człowiek robakiem, który wzlata
By upadł w bagno – z myślą starą!...
Ha! ha! ha! ... czemuż urwał Orfeusz? ... Widzisz od twojej muzyki sam szatan odejdzie lepszy – drzewa i skały – i zwierzęta się zasłuchały – tylko nie ludzie!...
O! echo twoje słyszę – i chylę się za tobą. – Panie! Panie! za coś mnie opuścił. – On wie, co czyni ten, co mnie
dręczy w skonaniu!... zasady chce mojej – a przeto niemogę jako za niewiedzącym się modlić – o Iudu!... kto iskry piersi twojej uczyni płomieniem?...
Lirę twą wznieś i nią strąć szatana!...
W istocie – iskry te złożą się na piękny płomień – piękniejszy od piekielnego, – mój – człowiecze – wiesz ty, co
to człowiek? –