I niewódź nas na pokuszenie! ...
Ach! ale jeszcze! tyle piekła! tyle
Walk i przekleństwa ma zrumienieć w gromy,
Nim obiecaną na Golgocie chwilę
Zdobędzie ziemia, wzięta w pokus szpony!...
Targa się!... schyla głowę zasmuconą
Jak lilia mrąca pod stopy słoneczne,
Aż «Pocieszyciel» w pierś osamotnioną
Spłynął!... materyi szaty – zmienia w wieczne...
Ale zbaw nas odezłego!...
Przez czysce zasług i zwątpień gorycze
Duch Polski płynie – ku tobie! ku tobie
Przez sieci gromów, cudów tajemnice,
I wątpi razy sto – w swojej żałobie!...
A wrzkomo nawet – zwątpienia cofnieniem
On postępuje w burzach ku przyszłości,
Ach! bo on ojcze! synu! twem dziecięciem
Najmilszem – własnej messiaszem wolności!…
Bo on złe swoje – w dobre cierpiąc zmienił
Przeto się zbawił – i wieczność ożenił
Z duchem, na wieczne
Bóztwo bez końca,
Co jest słoneczne
Choć gasną słońca
U jego stóp!...
A on świetlany
W gromy odziany
Stąpa jak ogni słup!...