Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/342

Ta strona została przepisana.

337

RÓŻA I PĄCZEK.
(SZKIC Z ALBUMU.)

Widziałem na urwisku skał – nad wodospadem
Krzak róży – na nim jedna rozkwitnięta cała
Kielich wonny i ciężki ku ziemi schylała
A na niej perła rosy – jak łzy drżała śladem ...
Obok niej wśród listeczków się paczęk różowy
Rozkwitał – lecz nie całkiem jeszcze rozwinięty
Jak wyraz ust młodzieńca, co wpółuśmiechnięty
Chwyta łzę z oka lubej, w poranek Majowy ...
I cudne były obie – tylko ta, co miała
Perłę na dnie kielicha, zbladła mi się zdała
Jakby już opadanie śniła ... za słowicze
Hymny, swej niemej woni, oddając słodycze –
A pączek się uśmiechał zalotom motyli,
Kiedy mu wietrzyk listki na pół rozwinięte
Rozwiewał – jak z uśmiechem usta zapłonięte,
Co pierwszy pocałunek rozwarł w rajskiej chwili...
Lecz widziałem dwie siostry u tej życia drogi,
Obie wraz przekraczały ciemne losu progi,
Obie w swojem objęciu, w miłości tak rzewnej
Jak dwa drzewa szumiące wraz, wśród ciszy śpiewnej
Majowej nocy, razem wzrosłe, z nad urwiska,
Gdy jedno ma paść – a nów nad ich szumem błyska –
Tylko jednej schylona cudna głowa była,
Błękitne oczy smętnie przyszłe życie śniły
W złotym warkoczu, modra nezabudka lśniła
Cichą łzą – choć się usta uśmiechnąć siliły –
I miała tęskność Polki na anioła twarzy,
Którą, z cierpień ojczyzny część, biorą dziewice,
Czuwające nad zniczem domowych ołtarzy,
Gdy płaczą tym uśmiechem marmurowe lice ...
Druga – pełna uroku – i ognia w źrenicach,
Czoło swe czarnobrewe wznosiła radośnie,
Uśmiech, jak słońce wiecznie jaśniał na jej licach,
I nigdy niezachodził: – była krewną wiośnie!