Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/344

Ta strona została przepisana.

Po latach – z świata, wędrowny młodzieniec
Wraca w ten ogród – serce pierś rozsadza,
Widzi swe chwile – jak przeszłości wieniec –
Ze światem wspomnień wśród drzew się przechadza –
O! zna je wszystkie – wita – i poznaje –
To wzrosło – tamto wywróciła burza
I mąk rozkosznych w tej nocy doznaje,
We mgłę się cichą rzesza gwiazd zanurza
A tylko bąka dalekie hukanie
Słychać po łąkach – i psów ujadanie
A gdzieś w oddali – ciche fletu granie ...
I spłynął księżyc nad świerków konary
I rozrzewniły się lipy szumiące,
I cicho szemrał miłościw dąb stary,
Brzozy nad wodą, warkocze kąpiące ...
I stanął pielgrzym aż przy starej gruszy,
Wspomniał jak rano wtedy było w duszy,
I nad tym stawkiem zatrzymał się łzawie –
Stał – stał – aż upadł na wonnej murawie,
I wspomniał ptaszka, co utonął marnie,
Gdy pisklę zadał pisklęciu męczarnie –
I jeszcze wyrzut czuł – jak dzieckiem prawie!
Wtem pojrzy – iskrą ... coś płonie na fali
Błyska – i błyska – przepada w oddali ...
To świętojański topi się robaczek –
Ginie już – ginie – coraz dalej krzaczek –
On jak był w sukniach – choć blady chorobą,
W fale się nagle, zwinną rybą cisnął,
Porwał robaczka, uniósł na brzeg z sobą,
I rzucił w nocny błękit … a on błysnął!...
Błysnął – poleciał – jak chwila wspomniona –
Błękitną iskrą zawisł mu nad głową,
A pielgrzym w falach ujrzał w noc Majową
Młodzieńczą twarz – jak syna Laokoona,
Ale z uśmiechem zadośćuczynienia
Co wabił z fali łabędzie wspomnienia,
I jak bluszcz zakrył ruiny zwątpienia –