Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/345

Ta strona została przepisana.

O gdyby można za swe wszystkie winy
Zadość uczynić tak, wśród tej godziny ...
O leć w błękity robaczku iskrzący,
Gdy wszystko ciemne, tyś jest jaśniejący,
Tak wspomnień moich perły, lśnią żałobą,
Gdybym błękitny był – – leciałbym z tobą!...



Z POEMATU RAUL.
(ZE WSTĘPU.)

Był czas, gdzie żądza wielkości i sławy
Jak sęp szarpała pierś moją młodzieńczą,
Był czas, gdzie strómień oczu moich łzawy,
Gasił pioruny ducha, które wieńczą,
Młodość Tytanów buntu majestatem –
I tak zwieńczoną – unoszą nad światem!
Wtedy nad Alpów i Piramid szczyty
Nosiłem głowę – i piersi mej tony
Gnałem jak fale wzburzone – w błękity!
By tam o Boga pierś – i Boga trony
Bijąc, pękały – i duszy pragnieniem
Mojem – niebiosów zatrzęsły sklepieniem!
l warga moja namiętnością drżała
Jak cale piekło – a snem była; chwała!
Ja chcę być wielki! – krzyknąłem wśród nocy
Na wielkiej skale, o burzy godzinie,
I serce z piersi cisnę nakształt procy
Na wrogów nędzę – niech ich nędza ginie!
I duch mój zdumniał! a tym jednym krzykiem
Wziąłem na duszę czarną chmurę, którą
Aż z ciałem zrzucę – kiedy w noc ponurą
Pójdę precz – z orłów moich kluczem dzikim –
O! lecz te wszystkie wulkany ogniste,
Te gwiazdy duszy jak miłość przeczyste,
Te tajemnice nocom spowiadane,
Wspomnienia – tylko mojej piersi znane,