Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/349

Ta strona została przepisana.

Co duchem dźwignie, sercem przeczuje
Więcej niż wiosna cicha rokuje ...
Taką tęsknotę jak zapłakana
O wschodzie słońca konwalia biała
Jak u madonny mistrza Rafała,
Kiedy z niebiosów błyśnie świetlana
Zdała się nito przed grzechem Ewa,
Której świat rajem – każdy liść śpiewa –
Lecz miała siłę w blasku oblicza,
I wielkie oczy, co w świat patrzały,
Głębiej niż wietrzne słowa zdradzały
Choć się dziecinna niźli dziewicza
Raczej zdawała – choć pustelnicza –
Taką urosła w ciszy zakonnej
W grozie i chłodzie celi ustronnej –
Rano najpierwsza, wstaje, do chóru
Zdała się ptaszki z zakonnicami
Budzić – i pierwsza gwiazdę wieczoru,
Wita piosenek kołysankami ...
Sierotą była,
Którą przełożona
Klasztoru, Pani z swych cnót sławiona
Do siebie od dni pierwszych tuliła
Co króla Leszka była siostrzycą
Lecz z tronu zeszła być pustelnicą
W klasztornej ciszy by chować sieroty
Strzedz chorych, ciemnych oświecać ciemnoty –
Ale tę z sierot najrzewniej lubiła,
I dla niej habit po sobie marzyła –
W jasyr rodziców Tatarzy jej wzięli,
Ona ostatnia była po kądzieli,
I miała tę sieroctwa aureolę,
Jakiej niemają tego świata króle,
Zdała się lotną od chmur gołębicą
Aniołem wiosny – ptakiem! nie kobietą
Była jak gwiazdy te, co czasem świecą
Z warkoczem wśród gwiazd ...
Dziewczęciem kometą!..