Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/351

Ta strona została przepisana.

Dziewczę się z tego jak dziecko śmiało
I do tej skały zawsze wracało ...
I zadumane – niewiedząc czemu,
Chciało zajść w środek –
O! wejść koniecznie!
Widzieć ten świat, co w ciemnościach wiecznie
Pogrzeban … łonu zdał się tęsknemu –
I nic niemówiąc, co dnia po głazie
Strącała na dół od skał otworu
Tak – że za miesiąc, jak we drzwi chóru
Wejść można było do grot zaćmionych
Od wieków dzikich i opuszczonych –
Weszła … tak nocno – ponuro było,
Coś ją za serce tak pochwyciło,
Jak dłoń żelazna – że martwa stała –
Jak posąg wryty – wśród skał – jak skała …
W dali zdrój cichy szeleścił tylko,
Niedoperz zerwał się napłoszony
I krople wody za każdą chwilką
Spadały – z głazu, w głaz wyżłobiony …
Jak gdyby głazy niemo płakały
Za światłem życia, co postradały;
Cała się otchłań zdała spleciona
Z smoków i strachów, co uciśnione
Głazów się zdały dźwigać sklepienie
A w dali ciemne były przestrzenie …
Wilgotne pruchna migały lśniąco,
Promień dnia konał jak struną drżącą –
Stąpiła dalej – patrzy a w ciemności
Stał przed nią starzec wielki i straszliwy
Biały – i brodę miał wielkiej długości,
Stał w głębi, rękę wzniósł jak pan gniewliwy,
A z pod stóp jego źródełko płakało,
Co się w jaskini szlochem ludzkim zdało –
Krzyknęło dziewczę – do ziemi przypadło –
(A był to stary Bóg grzmotów Pogański) –
Takie ją straszne uczucie owładło
Że wstać niemogła – patrzy – lśni coś wdali,