Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/353

Ta strona została przepisana.

Imię twe z całą złączone ludzkością,
Imię twe jedną wielką szlachetnością,
Jedną łzą gorzką dziejowej sieroty
I jednym krzykiem orła w gromów chmurach –
I krzykiem jednym ludu, co o piórach
Ducha swojego płynie w odmęt burzy!...
Przed każdej piersi szlachetnemi wroty
Geniusz swą chwałę krzykiem orłów wtórzy – –
Już nie za pieśni olbrzymie odłamy,
Co jak Olimpu sieroty stęsknione
Dla smutnych serc tu zostały, jak tamy
Smutku, co przeciw smutkowi stawione,
Nie za Charolda smętności czarowne
Nie za Czylonu więzy Gorgonowe,
Nie za Manfreda konanie wymowne,
I nie za krzyki Mazepy stepowe …
O! tyś jest jeszcze bratem każdej smetnej
Duszy zbolałej – dzikiej i namiętnej –
Boś się tu nigdy lepszym nie przedstawił,
Niż byłeś w prawdy twej – w bogów nagości,
Boś jad wysysał z ran całej ludzkości,
Aż jad ten otruł ciebie – młodość strawił –
Boś tu nieskłamał czynem, ideału
Bóztwom, co pieniem stawiłeś wulkanu,
To też jak lawa pieśni z serca szału
Płynące w przyszłość, zastygły w posągi,
I jako bóztwa Grecyi, których ranu
Niemasz wieczora, jak Olimpu bogi
Te marmurowe a pełne tętu życia
(Którym tyś wiary dochował do końca,)
Pieśni twe żyją – orły od powicia
I oko w oko patrzą w postęp – słońca
Za którem tęskne, wątpiące śledziły
Od swej kolebki, którą wykołysał
Ocean, aż do mogiły, gdzie pisał
Homer nadgrobki, gdzie Achille żyły !...
Kościół ten mały, którym trzęsie burza
Gdzie tylko cichy ptak swą pieśń wynurza,