Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/357

Ta strona została przepisana.

I za niknącą mojemu oku
Szlę me westchnienie wędrowne,
Ciche, jak wiosna pełne uroku
Milczeniem swojem wymowne !...
A kiedy noc mnie w lasach zaskoczy
Nad górskim, grzmiącym strumieniem,
Zda mi się znowu, że z zachwyceniem
W jej dziecinne patrzę oczy …
O mój strumieniu z gór rozpędzony
Jednaka w przyszłość nam droga,
Coraz to nowe źrenica strony
Wita – krok z serca – do Boga!...
W tem pójrzę – postać z drugiego brzegu
Po głazach skacze przez wodę,
Oczy jak węgle iskrzą się w biegu
To dziewczę – dzikie i młode!
Wicher z rozwianą jej włosów chmurą
Szamocze – jak sarna biegła,
Księżyc zajaśniał przez noc ponurą
Krzyknęła – gdy mnie spostrzegła –
Ale po chwili klasnęła w dłonie,
Płaszcz mój porwała na siebie,
I dłoń podniosła ku jasnej łónie
Co jęła wstawać na niebie ...
« Tak straszno w skałach przy zdroju szumie
« Chodź chłopcze, podaj mi rękę,
« Ja Cię wywiodę ztąd smutny kumie,
« Na polany trawy mię[k]kie –
« Tam przy ognisku siedzą cygany
« I ja wędrowna cyganka,
«Skradliśmy dzisiaj aż dwa barany
«I ruszym dalej z poranka
« Przy blasku ognia tobie wywróżę
«L os pewny z zranionej ręki,
«Pod starą sosną mchu Ci ułożę,
«Zapieję dzikie piosenki ...

( 1859 pod Łomnicą .)