Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/363

Ta strona została przepisana.

Jako wspomnienie, co czasem zaboli,
I zniknie – ale znowu błyśnie w fali
I już się z duszy – nigdy nieoddali!...
Czasem zasępił mu się wzrok sokoli,
Wśród nich, bo kochał – bezbrzeżne błękity,
Są duchy orły, co tylko na szczyty
Gnieździć się lecą, choć proste i rzewne
Jak drzewa ruin, w nocach burzy śpiewne …
Bo duszno było piersi młodej, dumnej,
Bo marmurowe gniotły go kolumny,
I tylko na noc do nich gondolinę,
Wiązał – i modlił się na mandolinie
Nim usnął – potem o swojej dziewczynie
Śnił swej gondoli śpiąc – i swą dziewczynę
Widział, gdy fala czolno, czołno falę
Całują – w złotym, promiennym krysztale …
Przeto wam śpiewam i dzieje dziewczęcia,
Któremu było mniej dobrze na świecie,
Lecz gdy spotkała oczy pacholęcia,
To się stawała nito Psychy dziecię
I pierś jej drżała gazą osłonięta
Jak fala mewy polotem musnęła …
O Angielino! snów twych spowiednikiem
Długo był gołąb ... a pieśń ich wspólnikiem ...
Gołąb uleciał – a pieśń jak fontanna,
W drodze do szczytu na pół przełamana
Do nóg ci spadła ... w perły łez rozsiana!...

( Wenecya. 1861.)

BRACIA NIEŚLUBNI.
(POEMA.)

Były dwie dusze …
Obie nie z tego tu świata,
Chociaż pragnące świat służyć całą siłą,
Dokąd się wieniec życia wężem z kwiatów splata
Nim zawiśnie nad krzyża cichego mogiłą …