Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/364

Ta strona została przepisana.

Dokąd jak liść niesiony nie przelecą lata,
Wiek nie stanie posągiem, co wrzał kruszczem płynnym,
Lawa miłości w posąg zastygła dla świata,
Chociaż dusza posagu poszła światem innymi!...
Jedna tęskna i niema – w półzamknięta w sobie,
Tak spokojna, jak cicha toń Morskiego oka,
I jednakim uśmiechem strojna w swej żałobie
Jako błękit bezchmurny – rzewna – i głęboka
Nieraz grom tam przeleciał, groźnie, w ducha głębi
Zakłębiła krew w sercu, jak lawa w kraterze,
Lecz znów o sile męzkiej i ciszy gołębiej
Szedł w życiu – dłoń podając, miłośnie i szczerze –
I niktby niebył wyrzekł, że to serce boli
Z tak jednakim uśmiechem, którym usta płaczą
Że łzą cichą zachodził czasem wzrok sokoli,
A serce się przeczuciem spotkało z rozpaczą –
On był jak fiolek w cieniu, kroplą rosy zgięty,
Którego woń zrozumie anioł lub dziewica,
Bo był czysty i jasny! ach! był prawie święty,
Choć lwia śmiałość – duch jego był jak gołębica…
Druga chmurna – jak czoło niewoli narodu,
I zacięta, jak koncha, z perłami w siwem łonie
Przyuczona pioruny brać w siebie od młodu
I milczeć, choć w boleściach boleści zatonie –
Dzika jak chaos chmurny, choć była sierotą
Do sieroctwa się nigdy ludziom nieprzyznała:
Raczej piekłu – pomiędzy, zbrodnią ach! i cnotą
Szła krwawo płacząc, jednak, w dziki śmiech się śmiała –
Śmierć kolebkę mu w gniazdo węży przemieniła,
Miłość, przyjaźń, braterstwo okryła mogiłą
I tym bolem mu młode loty uorliła
By siebie przeklinając, drugich wspierał siłą …
Wąż boleści mu wcześnie okajdanił łono
Lecz anioł wiary gwiazdy na czole zapalił,
I dusza tą boleścia stała się natchnioną,
Cierpieniem ja Bóg przeciw szczęściu tu ocalił –
Nad zawiść rozpiął skrzydła namiętnemi loty,
Nieraz wzleciał nad ludzkość swej młodości szałem,