Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/367

Ta strona została przepisana.

Której grom, wśród przestworzów globu, piekła głuszy
A tęcza wiąże światy w ton zwycięztw uroczy – –
Widziałem Cię raz pierwszy w twoim majestacie
W morskiem oku – i duszy mej namiętnej szałem
Dzikim, orlim, samotnym, wraz Cię ukochałem
W zórz twoich błyskawicznych postępowej szacie …
Wstały fale jeziora – jak armia szatanów,
Co chce skał zdobywać, wałem swych taranów,
Grzmot ryku – taczając się pomiędzy skały,
Szczyty go szczytom – lasy lasom powtarzały …
Jak wielkie imię męża, co z wieku do wieku
Echem idąc, przepada – i w wieczności kona,
Aż go wieczność przytuli do bazgranie łona
Jak w ludzkości człowieka – a ludzkość w człowieku! ..
I z płomienia błyskawic, co blaskiem skonała
Piorun padł – i skały mu uchyliły czoła!...
Takim rykiem natura zatrzęsła się cała,
Jakby przepaści wnętrzem szarpnęła anioła
Trąba, co rozdzierając groby – na sąd! woła!...
Lwem odryknął piorun drugi
Po nad borów smugi,
Jakby mieczem domu
W tarczę słońca
Zagrzmiał Bóg!...
A z błyskawic gromu
Powstał szatan wróg
Na ostatni bój wszechświatów wszechkońca!...
I niemym dreszczem głuche zaszumiały bory
Zburzone grzywy sosen zjeżyły się falą
Jak duchy pomst idące na klęski i mory …
A w dali już się buki po skał biodrach walą
Fala wstaje nad falą – przepada pod falą …
A wichry wodospadów wspiekłemi pianami
Szamoczę i miotają jak z tygrysa paszczy,
I trzasnął piorun w skałę po nad skał szczytami,
Drgnął świat – jakby strząśnięto jego posadami,
A runęła królowa – toczy się w rozłamach,