Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/369

Ta strona została przepisana.

Ze wzgardą każde deptałem wędzidło,
Jak węże gniazda na dradze piekielnej,
Geniuszu burzy! podaj mi twe skrzydło,
Daj pocałunek śmierci nieśmiertelnej
Daj zapomnienie wieczne w twym piorunie
I chwilę wielką – potem noc – w twej łónie!...
Dalej! ścigam za tobą niebios chmurnym szlakiem,
Bo wolę chwilę szturmu nad tryumfów lata –
Jam ptakiem!...
Jeden piorun nad anielstwa ciszy
Wolę! – przeto za tobą tęsknię w ciszach świata
Kędy ucho piór własnych szum w błękitach dyszy!...
I dościgłem cię dziką w natury przestworzu,
Już się lin okrętowych chwyciłem na morzu,
Jak łupiną orzecha ciskasz statkiem białym,
Co jak łabędź powiewa, skrzydłem masztu śmiałem,
Pędzą fale! i w śnieżne śpienione delfiny
Przypadły pod okrętem, dziko przyczajone,
Rzuciły nim w chmur czarnych gromowe dziedziny,
I zepchnęły w otchłanie nocy zszatanione!...
Nad masztem mu plunęła – fala – hełmu pióro!...
Lecz ta sama, co w otchłań spycha go bezdenną
Na własnym grzbiecie wznosi go po nad naturą
I ryczy pod nim wściekła – jak deptaną hyenną!...
Tam! z oddali się sunie – noc ... czy duchów chmura?
Nie! to ze śmiercią w paszczy leci bałwan góra!...
Co kołysze szkielety ... Zatrząsł grzywą burą –
Przypędził – palnął w biodra okrętu pijane,
Wzniósł go – przechylił – wszystko zdało się zalane,
I pociemniał horyzont falą zasłonięty,
Skrzypły maszty – krzyk ludzi wzleciał w niebowzięty,
Okręt w dół już poleciał – przepada w otchłani
Lecz w chwili, nowa fala, jak błyskawic łani
Na śnieżnym grzbiecie niesie go, miota w radości
Wichry szaleją – Fauny burzy w wesołości!...
Hołdują wzniesionemu, na fal wysokości!...
Związałem się ranieniem z okrętową liną
Światy migają oku, nim się z fałą spłyną,