Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/37

Ta strona została przepisana.

I miodem tylko żyło silne ciało,
Usta napoju nieznały – prócz wody!...

XL.

Praco, tyś najpiękniejszym życia darem,
Co wziął od stwórcy człowiek w upominku,
Tyś niezgojonych ran ducha nektarem –
Kto niepracuje, ten niezna spoczynku!
Ten owad mały co na polne zioła
Z muzyki brzękiem nad trucizny wzlata,
Żywił człowieka – tu, hardego czoła
I pracę swoją – dzielił z Panem świata...

XLI.

Tak było długo – – i w ciszy dumałem
Nad silą moją, i siłami świata,
A włosy długie aż do ziemi miałem!
Któremi ślady moje zacierałem,
By świat nieznalazł ciszy, co przeplata
Myśli rozkoszą me młodzieńcze lata,
I drzewa w niebo wysoko ciskałem
A tak modlitwą siła moja wzlata!

XLII.

Bo choć tak mocny – głos silny grzmiał we mnie
Że jest ktoś wyżej, co skorupę ziemi
Złożył – że jest ktoś silniejszy odemnie,
Co pozapalał słońca – i duchy pod niemi!...
Lecz dziwna! kiedym pojrzał w gwiazd tysiące
Nigdym o walce – z tym jednym nie myślał,
I drzewa w górę miotałem, rosnące,
I w takiej duch go modlitwie określał. –

XLIII.

A kiedym znowu widział spadające
Drzewa i skały – tom sobie pomyślał:
Me myśli ztamtąd , niespadną, gorące,
Lecz tam uwisną jak gwiazdy jarzące,