Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/370

Ta strona została przepisana.

Wylatują z chaosu, w chaos zagrzebane,
Fala depcze po fali – piętrzą się pijane
Pochłaniają się – biją – szamoczą i giną!...
Nad głową przeskoczyłaś mi odmętu falo,
I biłaś mnie pianami wściekłemi po twarzy,
Jam w burzę niemo patrzył, jako u ołtarzy
Skończoności, co się już w nieskończoność walą!
A z ciebie, tylko w ustach, trochę słonej wody,
Jak gorzkich słów, co niewymówię, tu na ziemi
Zostało – i półuśmiech wspomnień, dumny, młody,
I krzyk mew, co wieńcami w półrozplecionemi
Wieńczyły mnie pod chmurki, gdy majtków krzyk dziki
Wtórował Oceanu ryczące okrzyki!...
I fale się już nurzą – wichry okiełzane
Pobiegły lizać skały, z grzyw strząsając pianę,
Na płaszczu tylko perły słonych łez po burzy
L[ś]niły mi po ich złości!... już się burza nurzy –
Olbrzymy fal karleją – miotają się jeszcze,
Jak orły których skrzydło złamane, już pełza,
Zrywając się ku słońcu – rozpacz lot im kiełza!
Z wzgórków nikną w płaszczyzny zwolną rozścielone –
I giną. – – Trysnął promień, a z nim światło wieszcze,
Z błękitnionym szmaragdem grają głębie, tonę,
…… W nie okiem pijanem, znuzonem,
Lecz za burzą niknącą, już znowu stęsknionem …
Ląd! Ląd!... woła załoga, burza nas do lądu
Zaniosła, żeglujących wśród odmętów prądu!
A jam śnił o dniu kiedy, śpiący Chrystus w łodzi,
Zbudził się wśród zbudzonych furyi Oceanu,
I dłoń nad nie wyciągnął, a przybiegły Panu
Do stóp – i cisza – błękit – nowy świat z powodzi
Wstaje, z gruzów dawnego w ludzkości się rodzi!...
I cisza wraca…
Mrowiem zawrzał pokład cały,
Oczy ludzi po burzy blizki ląd witały,
Jam wspominał, jak burzy dnach niemej źrenicy
Kolumbus!... ląd swój witał wsparty na kotwicy,