I widzisz bujny owoc cierpienia twojego,
Jak z lichwą innych w wszechmocnej miłości!...
Już milczą gromy – tęcza wstaje u burz ścieku –
Duch pożeglował w wielki przestwór swego wieku
Oto jest burza – w człowieku!...
Dzika, olbrzymią, witam Cię burzo w naturze
Kiedy szarpniesz obrożą wichrów w jasnej chmurze,
Większą jesteś, gdy bolem niemym Laokoona
Rozedrzesz pierś człowieka, jak skibę pod ziarno,
Lecz mi twój obraz wstaje jak syn wieków łona
Kiedy całym narodem ręka twoja wstrząśnie
I owoce się z drzewa posypie niemarno
Deszczem ofiar żyzniącym, co świadczy o wiośnie!...
Patrzcie na potok dziejów od końca, do końca,
Jak plemiona ludzkości stąpają tęskniące,
Źródła prawdy w pochodzie swoim pytające,
Wytężając ramiona, do światłości słońca!..
Lecz lud wolny, w przemocy łańcuch skrępowany,
Pierwszy raz w łeb tyrana gruchocze kajdany,
Bitwa wrzaskiem wściekłości zapełnia doliny
Zadrżała ziemia, morza krwawią się głębiny,
Sto wieków się szamocze złe z dobrem w ludzkości,
I ciemno w bałwochwalstwie, bez iskry miłości –
Zrazu hordy oślepłe na swe własne dzieje,
I materya pogaństwa, idą w lat koleje,
Jedni powstają z drugich, jako fale morza,
I płyną krwawo, mętnie, przepaściami łoża,
W końcu Roma pochłania świat – i nim się truje
Rozpada się i pęka – duch ludzki wędruje,
Aż miłość nieskończona zbawia ludzkość całą,
I przez męczeństw modlitwę, słowo, weszło w ciało …
Lecz szatańska moc własnej miłości i pychy,
Dzieła ofiar wszechmocnych, do czasu niweczy,
Zrywa się na sąd, każdy dobry duch człowieczy,