Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/375

Ta strona została przepisana.

A tyran znowu patrzy w skon ofiary cichej!...
I na myśli ludzkości kładzie dłoń dławiącą
(Jak na lampę – swe źródło w wulkanie mającą!)
Ludzkość cierpi – i walczy, lecz walki męczeństwem
Zerwała się – i leci, zbrojna człowieczeństwem
I wezbrana klęskami wali w proch tyrana
Gdy iskra kajdan w czoła jego głaz skrzesana
Wznieciła pożar – piekło!... nad którem anioły
Unosiły się zgrozą, światła apostoły
Złamały miecz a tyran – wrócił na popioły!...
I znów na hańbę światu w zbrodniach tonącemu,
Zbawia znów po raz drugi męki swej sumieniem
I z krzyża tryska w oczy światu ślepnącemu
Strugą światła miłości – i prawdy promieniem,
O patrzcie, za jej sprawą – ludy odkupione,
I wolne – idą – z męki – życia nauczone!...
Odtąd cnota się zowie jej boskiem imieniem,
A miłość jej mądrością – szatan zanieleniem!...
Tam! Ludzkość pobojowisk błonią w swym pochodzie
Do szczytów ideału stąpa uwieńczona,
Przed nią leci jaj boleść już przeanielona – –
O! witaj smutne plemię! w drodze ku swobodzie…
Oto jest burza – w narodzie!...

IV.

Wypełniły się czasy – wieki przedrzymały,
Grzmot trąby rozdarł groby tysiąców, tysięcy,
Chmury duchów już błękit skrzydłami owiały,
Ludzkość jak fala morza, wstała – by już więcej
Niepaść w sen, bo jej ducha dzień już wypełniony!...
Gwiazdy spadają! duchów kołują miliony,
W gromach toną niebiosy – a otchłanie dymią –
Te ostatnie – z niewoli śmierci, zmartwychwstanie!