Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/38

Ta strona została przepisana.

Ach! bo gorąco stwórcę ukochałem
W sieroctwie mojem, choć go niewidziałem –
Ale głos moich doszedł mnie z oddali
Co mnie znów (tylko w potrzebie) szukali...

XLIV.

Na głos tej ziemi – niewiem – niewiem czemu,
Zawsze poszedłem – jej wszystkie boleści
Czułem w mem sercu, i sercu silnemu
Wtenczas się tylko żal w piersi niezmieści,
I wtedym jak lew! (choć razem – niewieści)
Lecę połamać rogi, wrogu memu,
Aż się niewiasta uśmiechnie sennemu
I ta myśl znowu mą wściekłość – rozpieści!...

XLV.

Ostatnia bitwa tuż pod miastem wrzała,
Jerozolima jak liść jeden drżała,
Na trupie słońca noc już zasiadała –
Biada! wołały [1] na mnie zewsząd głosy!
Biada! i o ziem padali jak kłosy
Krzykiem z mej piersi, ryknąłem – w niebiosy!
Noc trwała walka – a o słońca wschodzie
Wolność wstawała znów w moim narodzie!

XLVI.

O chwilo wielka! i najmniejsza chwilo!
Co miażdżysz w karła dumnego olbrzyma,
Tyś mi się stała mą pierwszą Dalilą
Po to tobie szkielet – śmiech – puszcza – ruina!
Pycha zbudziła się we mnie! bo mali
Ludzie jak węże wkoło mnie pełzali,
Nad niemi tylko jedno moje czoło
Jakby we wieńcu słońc – wzrosło wesoło...

XLVII.

Wtedy wśród tłumu ludzi – piękna jedna
Z oczyma piekieł – czy niebios, dziewica,

  1. Przypis własny Wikiźródeł  W druku „wołałały” ale to powtórzenie środkowej sylaby, powinno być wołały.