Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/44

Ta strona została przepisana.

Pokorą – siłą – miłością Daliii
Wtedym ukochał Cię – całem – istnieniem!

LXVI.

Kto nieczuł oczu gasnących światłości,
Kto zgliszczów ognia niepoczuł męczarni,
Niewidział twarzy twej ojcze jasności,
Nie czuł, jak człowiek nieraz myśl twą marni!
Jam cię ukochał serca mego blizny,
Bólem ślepoty – bez brzegów, bez końca –
Kiedy mi znikła światłość twego słońca
I łzy – by płakać nad grobem ojczyzny. –

LXVII.

Ni łez – ni oczu! a gdzie były oczy,
Już tylko czarne dwa doły głębokie
W czaszce Samsona zostały – szerokie
Wielkie jak rozpacz, co serce w proch toczy!
Odtąd macałem – drżącemi palcami,
Kiedym się dotknął – z boleścią tych dołów,
Krzykłem ... oślepły – palon piorunami,
I czułem krzyki jakieś wśród żywiołów!...

LXVIII.

A kiedy w dołach oczu, w ból palcami,
Macałem –, krwią me imię na kamieniach
Myślałem pisać... o! śmiech – w mych cierpieniach
Krwią tą żywiłem gady pod głazami – !...
O! Lecz nieszczęsnej – zhańbionej ojczyzny,
Ból – ten nad te wszystkie – wszystkie – palił blizny!...
I wtedym wołał: o nie rana boIi!
Lecz Samson żyje – a Ona! – w niewoli!

LXIX.

O ty Samsonie! zapytaj sam siebie
O chwilę, kiedy brakło ci łez – oczu?...