Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/45

Ta strona została przepisana.

I ją! wyśpiewaj na uczuć pogrzebie,
Jak chórem płaczek o komet warkoczu...
O nie! chwil wielkich żaden głos niepowie,
Cisza jedynym wielkich serc tłómaczem,
I w obec ludzi biada takiej głowie,
Której pieśń – Bóg miał tylko być słuchaczem!

LXX.

Odtąd już ślepy byłem, niesłyszałem
Ni przekleństw wycia, ni bluźnierstw mych wrogów,
Co mnie od więzień dolatały progów –
A gdy w męczarniach moich nieskonałem
Duchem, ojczyznę widząc upadniętą,
A gdy z boleści nieumarłem ciałem,
Gdy wypalano światłość oczu świętą...
Czułem, żem większy – od ich wszystkie – Bogów!

LXXI.

Byłem spokojny – jak to jasne niebo
W które natchnienem dziecięciem patrzałem,
Którego gwiazd się mą duszą pytałem,
Czy mi siostrami?... że ducha potrzebą
Patrzyć mi w lica ich?...
Łez cichym zdrojem
Modlić się Panu, którego głos w duszy
Słyszałem głośno – że go niepokojem
Żadna z burz ducha dotąd niezagłuszy?...

LXXII.

W posąg milczenia byłem zamieniony –
Bo gdym w piorunów nieskonał objęciu
Ha!... pomyślałem – możem przeznaczony
Jeszcze co zdziałać – acz nie w przedsięwzięciu
Lecz tylko pana jasnem przeznaczeniem;
I ślepy jasno przewidziałem mą wiarą,
Że kraj mój wstanie – i świętem zbawieniem
Nad inne ludy – zwali hydrę starą!