Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/47

Ta strona została przepisana.

I kląłem stwórcę – co takiemi blizny
Kazał mi przeżyć – wolność mej Ojczyzny!

LXXVII.

Ha! przeklinałem świat – tem strasznem słowem,
Które w pieczarach, z wężami, pod głazem
Spoczywa – tylko rozpaczy wyrazem
Gdy wywołane wstanie – to za stołem
Przeklętych domów siędzie gościem zdrady!
Trując zgryzoty jadem – i szkarady –
Że kiedy ludzie usiędą tam kołem,
Szkielety wstają już od tej biesiady!...

LXXVIII.

O! wyłem, wyłem, jak lwica do słońca,
Kiedy jej szczenie porwie orzeł w szpony,
I początkowi klątw niebyło końca
Bom klął w miłości piorun, co uśpiony...
Na czterech łapach błądziłem jak zwierze,
W ciemnościach – budząc w koło – niedoperze!...
A po tem trzeć mi kazali swe zarna, [1]
Tarłem!... z każdego zemstę siejąc ziarna!

LXXIX.

Wreszcie powalon mękami – u proga
Jak głaz na głazym runął – bez poczucia
Cierpień – ni świata – siebie – wroga – Boga:
Śmiałem się czasem, z cichej łzy spółczucia
Chłopca, co żywił mnie w więzień cichości
Jako puszczyka, pisklęta, w starości –
Czasem westchnąłem, Jehowa! Jehowa!...
Jak grudy grobu – padały me słowa. –

LXXX.

Lecz glosy moje doleciały Pana,
On mych dosłyszał brzęczenia łańcuchów,
l nad sny moje posłał jasnych duchów,
Na czoło moje kropelka spłakana

  1. Przypis własny Wikiźródeł  W słowie „zarna” błąd w druku powinno być żarna lub ziarna.