Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/48

Ta strona została przepisana.

Z głazów wilgoci, kiedy tak spadały...
Od nich me włosy prędzej odrastały...
I głos słyszałem z puszcz – czy w własnem łonie
Co kojąc wołał! Samsonie ! Samsonie !

LXXXI.

Aż raz do więzień mych zeszło pacholę,
Anioł czy człowiek!... niosło arfę w dłoni
I rzekło – oto balsam na twe bole!
Jeźliś niezabył grać – to w pieśń uroni
Dusza swą boleść, co jej wężem cięży –
Skąsałem arfę!... potem – płakać chciałem
Lecz w wypalenem oku łez niemiałem!...
I czułem w sobie jady wszystkich węży!...

LXXXII.

On, ofiarują, rzekł dziś, Dagonowi
W starej świątyni – !... tu cicho zapłakał,
Ach kiedy płaczesz jeszcze! to niekrakał
Kruk na ojczyzny trupa!... chodź ty wdowi
Chłopcze do serca mego!...
Rzekł – wspaniałą
Ucztę wyprawią – słyszeli, że całą
Silą grać cudnie umiesz na narzędziu
Co jękiem płacze – na grobów krawędziu!...

LXXXIII.

Kiedy napiją się ...
Będziesz im śpiewał!
Porwałem arfę – i o piersi moje
Chciałem potrzaskać – a o nią pierś męzką!...
Boże! więc jam się w mem życiu spodziewał,
Że do snu wrogów pieśniami nastroję –
Ha! zemsto!... ty mej pieśni bądź zwycięską!...
Zemsta!...
Zaśmiałem się w szał szczęśliwości
I zadusiłem chłopczynę –
Z radości!...