Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/50

Ta strona została przepisana.

Choć wszystko drży i trzęsie się ze trwogi,
Ha! jam już gotów wrogi! wrogów – Bogi!

LXXXVIII.

Byłem jak wielki wodospad, co z skały
Olbrzymiej w otchłań, grzmiąc, w nocy się strąca,
Kiedy mu w pianach zagra twarz mięsiąca,
To taki szczęsny i rykiem wspaniały,
Że wzywa burze! by mu wtórowały –
Bryły po bryłach z szczytów rwie – i z sobą strąca!...
............
............

LXXXIX.

O słońce, bracie mej dumnej młodości,
O gwiazdy siostry, już was nieobaczę
Nigdy!... o! nigdy!...
Nie tak orzeł kracze
Ugodzon strzałą na swej wysokości!...
Ale wąż zemsty już mi dusił szyję –
Zerwałem się! ... sto lat!... witajcie żmije!...
Czekam – już idą – weszli – mówią do mnie –
Wyprowadzili – i idą kołomnie...

XC.

Zaklnę was pieśnią w pełzania pochodzie
I legniesz prochem ty hydro przedemną –
I ujrzysz, jaka moc w moim narodzie
W którym pieśń czynom stała się wzajemną
Wszedłem na gody – kędy wrzaski brzmiały
Gry, śmiechy, krzyki – pu[c]hary szumiały...
A pośród tego kołtunów chaosu
Słyszałem coś – na kształt DaliIi głosu!...

XCI.

W duchu jak burza, co przed końcem świata
Zerwie się kiedyś, szarpnąłem akordem