Wnętrzności drużki mej, arfy, co lata
Czekało, ręki mej, drżącej za mordem,
I jako piorun z wnętrzności chmur zdarty
Padł nad ich głowy ton – trzeci – i czwarty
Ucichło – stała się cisza grobowa
W której słyszałem braci oddychania. –
Jak pieśń promieni o chwili świtania…
I zawołałem: Jehowa! Jehowa!...
Ty! coś potrzaskał ich głowy o skały
Coś wiódł przez morskie lud twój wiarą wały,
O! ty co wstajesz jasny nad twarz słońca,
Nad gruzy ziemi tej z końca do końca,
Co powołujesz ludzi twoich cudem,
O daj człowieka!... co zwycięża z ludem!...
Jehowa! tobie pieśń dziką zanoszę
I ludu mego skajdanione jęki
I męczeństw moich rozkosz za ten naród
Ciskam przed ciebie!... w sercu mam ich męki!...
Jak głodny orzeł zemsty! zemsty! proszę
Niechaj się w krwi tej już odrodzi naród!...
Daj światło ogni z góry obiecane,
A tyle wieków z tęsknotą: czekane!...
Orłem ku tobie – leci na twe łono
Lud twój nieszczęśny – nieszczęściem wybrany,
Boleścią – jego pierś jest uskrzydloną
On Cię namiętniej ty Boże wolności
Ukochał! niźli law słupem wulkany,
Bo miłość jego – tobą – uorloną!...
Naciągam włosy me ścięte – na strony
O daj nam prędzej, odrodzeń pioruny!...