Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/53

Ta strona została przepisana.

A dziś!!! – przepadnij ziemio przerażona!
Niechaj się wali! kiedy spogańszczona!

XClX.

W świętej smych ojców świątyni Jehowy!...
Dziś podłe bogi ich stały w ołtarzu
I było dziko wonnie – i grobowo,
Jak wśród szkieletów na cichem cmętarzu...
I obłąkany splunąłem te piany
Co wargi moje toczyły w ściekliźnie,
Czułem, że stoją złociste bałwany,
Co urągały mych ojców ojczyźnie.

C.

Dwóch mię za ręce do świątyni wlekło,
Długo wśród tłoku co milczał lud szydził –
Szedłem ponury – czoło się oblekło
W chmury pogardy – tych, com sobie zbrzydził,
Tylko w tej ciszy krzyk jeden stłumiony...
Doszedł mnie – straszny i pełen boleści,
A był to znany mi głos, głos niewieści,
Głos mej Dalili – wkrótce uciszony.

CI.

Wtedy się wstrząsłem – a mem przebaczeniem
Wstrząśnieniem serca wzniesionem ramieniem
Wtedym ja poczuł – żem ją kochał jeszcze –
Że bólem serca w mej najkrwawszej ranie
Dotąd jej obraz jako Bóztwo pieszczę,
Cichą męczarnią, na której skonanie,
W której ciemności by zgasły sny wieszcze,
Wieków niestanie!

CII.

Słyszałem w tłumie: «Tam! obok tyrana
Stoi DaliIa ... » w kwiatach ... «o ! Dalila
Piękniejsza dzisiaj – niż kiedy ... » – Bałwana
Czciła potęgę! ... i ta bolów chwila –