Szarpnąłem słupy – jak nici pajęcze
Padły pękając – na wrogów – stargane!
Z grzmotem pękały sklepienia obręcze
A już konały – tłumy zabijane!...
A ja w śmierć moją poglądam jak w tęczę –
Po trupie moim! idźcie w dni świetlane!
Drgnął mur nademną – śmiałem z radości!...
Choć z kośćmi wrogów zmieszam moje kości!
Aż łuk ostatni trzasł w górze! ...
Podemną
Zadrżała ziemia – padłem przywalony –
Czułem – że ciało miażdży się – nademną
Leżał sklepienia ciężar wywrócony...
Konałem ... słysząc w radości! ... o! cudu!
Pierwszy krzyk szczęścia wolnego już ludu!...
Z radościm – podniósł brzemion ciężar głuchy –
I z ciała wielkie – porwały mnie duchy!
I bracia moi przyszedłszy i wszystek – –
Ród, pogrzebali mnie przy ojcu moim
Manne, pomiędzy Ethaol a Saara –
Co sto lat w gruzach tych – duch mój jak mara
Duchom tu życie opowiada swoim
Rozpamiętywa ... nad ludem jak listek,
Co się od drzewa swojego odrywa
I leci w przestrzeń – w szumie wichrów śpiewa.
Choć sam bez wieści napozór przepada,
Przy lampach smutna braci mnie gromada
Szukała – z płaczem sławiąca Jehowę –
I wynaleźli ciało Samsonowe;