piękną być przestałaś jak każda kobieta, gdy się dowie, że nią jest!... i Marya spójrzała za siebie, widząc, że anioł ulatywał od niej po chmurach, łkając głośno jak strumyk w skałach i kryjąc twarze w dłoń... i jeszcze wsparł się na jednej chmurze — i spojrzał raz jeszcze w Maryę Magdalenę i znikł... i wtedy ujrzała całą jasność anioła utraciwszy pierwszą jasność duszy dziewiczej — a w źródle zamąciła się woda, bo rybki martwe wypłynęły na wierszch zabite pięknej pysznej spojrzeniem — i obraz cudny rozleciał się potwornie w falach, i w nicość rozchwiał się przed drżącej okiem — a Marya odskoczyła od źródła.
I biegła wołając, jam piękna! jam piękna! i trwożna pytała źródła, jam piękna? — i każdego kwiatka pytała bieżąc: Jam piękna?... i biegła ku fidze starej — i chciała niewiedząc czemu spytać jam piękna — a, cudzy leciał — biegł za nią sycząc Pięknaś! Cudownaś! Jasnaś nad inne, Maryo Magdaleno! i znikł gdzieś w krzakach — lecz Maryn chwyciła arfę swoją i biła w strony hymnem żalu i boleści raz pierwszy smutna łez i smutku pieśnią... i znów zadyszana biegła do źródła i długo w ciche znów patrzyła fale — widząc swą postać cudną jak wiosnę, ale już nie z tym wyrazem co pierwej — z czołem chmurnem i smutniejsza jękła jeszcze: Jam piękna!.... i znów rosy pytała, Jam piekna? Ja niemam plamy na czole... moje czoło myślą skrzydlate — jak śnieg gór Sinai... moje oko jasne jak lody zacięte w słońcu na szczytach skał!... Jak obłok nocy Maju! — w tem ozwał się z daleka wesoły głos Maryi Marty — Maryo Magdaleno! przecz schylona tak tęskno dumasz nad źródłem? — niewidziałem Cię z tak chmurnem czołem. — Mój narzeczony jest! — puść mnie! bym cię nie obryzgała wodą — biorę dla owiec moich chorych wody — od doby chore zarazą co chodzić niemogą — ale Maryn Magdalena nie odstąpiła od źródła, lecz rzekła, porwawszy rękę Marty: Siostro! nieprawdaż, żem ja piękna.?... ty piękna... rzekła Marta i schyliła się także nad źródłem — a widząc swój cień w wód zwierciedle — ujrzała się o wiele mniej cudną od Maryi Magdaleny — a zazdrość wstała w dziewiczem łonie — i zagryzłszy wargi cisnęła kamień co stłukł lustro błękitne — a dwie postacie sióstr ku sobie falami rzuciły się rozkołysane i
Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/78
Ta strona została przepisana.