walcząc w pianach zmąconego źródła znikły — i odbiegła miotana zawiścią Marya Marta, zepsuta od Magdaleny — ale niedługo wróciła spokojna, bo Marta była przebaczająca i małej dumy — więc rzekła ze smutkiem — tyś piękna Maryo Magdaleno! świat będzie u nóg twoich — pięknaś! ciesz się ze mną, bo moje jagnięta piły wodę i zdrowsze — płacz ze mną — boć za dwie doby rzucę dom ojca Symeona i pójdę w dom Beniamina oblubieńca mego, płaczę z radości i smutku, siostro ciesz się i płacz razem ze mną!... zagraj mi raz ostatni na arfie twojej — bo jej już słyszeć niebędę — i przytuliła się do ust drżących Maryi Magdaleny a łzy ich i tchnienia zlały się w myśl jedną — smutkiem. — —
I Magdalena zanuciła pieśń żegnania, Marta zaś niedosłuchawszy końca pobiegła do trzody swojej — w tem nadszedł Symeon w świątecznym stroju — i pojrzał w twarz smutną Maryi Magdaleny, mówiąc: Czemu zasmucona dumasz nad źródłem, córo moja?... byłem u Arcy-Kapłana i obiecał być za dwie doby — a naszym pobłogosławić Marcie i Beniaminowi naszym… ciesz się — a nuć piosnki weselne Maryo — Maryo Magdaleno!... Lecz ona zdała się niesłyszeć czy niesłuchać słów Symeona i milcząc w źródło patrzyła a zerwawszy oczy ku niemu, krzyknęła ojcze! jam piękna?...
Ha!... jęknął Symeon! Jehowa! biada mi Jehowa, więc jam zagłośno wyrzekł... ty słyszałaś niebaczna w źródle widziałaś zgubę twoją — przeklęte źródło trucizn! i plunął w źródło gniewny a żałośny odchodząc ponuro — a Marya znów obraz swój zamącony widziała najsmutniejszy w plugawej fali — ale zerwała się jak ptaszę trwożne i z bijącem sercem poleciała daleko — pytając każdego kwiatka po drodze — każde ptaszę na drzewie: jam piękna? każdego kamienia co wyjrzał z fali — jam piękna? a odgłos jej głosu — czy jakiś głos inny… wolał mdlejąco jak łkającem chychotianiem: Piękna! Piękna! Piękna!...