Wróci ją... wróci...
Arcy-Kaplanie — twoje tylko słowa napełniają mnie o tem dziecięciu pociechą...
Patrz, jaka ta Marya Magdalena zamyślona nic nie rzekła od początku godów — smutna i piękna jak kwiat spalony skwarem.
Więcej grzybów znalazłam wczora, niż ona dziś słów rzekła.
Nieuszło mi z oczu — ona tak roztargniona o! ta wieść o chłopięciu, co się rozbiegła po Judei, w takie zamyślenie ją wprawia — kiedy mówił arcykapłan, widziałem — łza jej upadła — a potem miast chleba różę do ust włożyła — aż z śmiechem ostrzegły ją służebnice.
O! Marya... jaka ona piękna — kiedy w nią patrzę — szczęśliwym — gdy jej niema, tak mi smutno! tęskno — o! gdyby oczy moje rzekły ci, jak ja Cię kocham... Marya...
Uczta nasza spokojna była i cicha, jak los ziemi naszej — dzieci moje — szczęśliwsze bądźcie — niż ojciec wasz!...
Pokój domowi temu!...
Niech służebniki z pochodniami i pieśnią weselną — odwiodą Maryę Martę — ku domowi męża jej Beniamina. —
Ojcze błogosław jeszcze raz!