Coś jak ten Nazareńczyk.
Powiadam tobie: Milcz!...
To ci coś w gardle ugrzęzła ta ość Nazareńska!... niech teraz prorokuje, niech prawi o sobie i prawdzie swojej, co będzie do końca świata ze słowem jego. — —
Teraz mu ciepło w tej ciemnej jaskini. — Robacy stoczę jego rany a gdy mu robak z gęby wyjrzy — niech, mu powie, że jest synem Boga żywego! I niech wstanie jako rzekł!...
A jak wstanie?...
Pierwej ja padnę! — Krzyżowałbym drugi raz, tak mi strach tego bezbronnego lica spokoju. — —
Patrzaj — jemu łzy cieką — hańba!...
Wartbyś krzyża!... no ciągnij tego łotra!...
Zgasła mi pochodnia!
Cha! cha! łza upadła i zgasiła — my nie płaczem — a płoną nasze świece.
Jam był opętany — on mnie wyzwolił. —
I cóż — toć mnie wzrok przywrócił, a dlategom mu dobrze nogę na nogę przygwoździł...
No! już nieśmy. —