Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/98

Ta strona została przepisana.
DRUGI.

Coś jak ten Nazareńczyk.

TRZECI.

Powiadam tobie: Milcz!...

PIERWSZY.

To ci coś w gardle ugrzęzła ta ość Nazareńska!... niech teraz prorokuje, niech prawi o sobie i prawdzie swojej, co będzie do końca świata ze słowem jego. — —

DRUGI.

Teraz mu ciepło w tej ciemnej jaskini. — Robacy stoczę jego rany a gdy mu robak z gęby wyjrzy — niech, mu powie, że jest synem Boga żywego! I niech wstanie jako rzekł!...

TRZECI.

A jak wstanie?...

PIERWSZY.

Pierwej ja padnę! — Krzyżowałbym drugi raz, tak mi strach tego bezbronnego lica spokoju. — —

DRUGI.

Patrzaj — jemu łzy cieką — hańba!...

PIERWSZY.

Wartbyś krzyża!... no ciągnij tego łotra!...

TRZECI.

Zgasła mi pochodnia!

DRUGI.

Cha! cha! łza upadła i zgasiła — my nie płaczem — a płoną nasze świece.

TRZECI.

Jam był opętany — on mnie wyzwolił. —

DRUGI.

I cóż — toć mnie wzrok przywrócił, a dlategom mu dobrze nogę na nogę przygwoździł...

TRZECI.

No! już nieśmy. —