Strona:W Sudanie.djvu/09

Ta strona została uwierzytelniona.

O takiéj-to chwili Gaet, siadłszy przed swoim namiotem, zabiera się do czytania listów matki, téj drogiéj, kochanéj matki, którą widzi krzątającą się przy cichéj, mozolnéj pracy w starym domeczku szarym.
Ach! ledwo dotknie palcami tych pożółkłych, zmiętych trochę ćwiartek, wnet oblegną go razem zmartwychpowstałe wspomnienia, a bijąca z macierzyńskich listów woń miłości niezmiennie gorącéj budzi mu w sercu uczucie radosnego rozrzewnienia. I przeciąga mu oto przed oczyma bretońska jego wioseczka, strome jéj skały nadmorskie i morze wyspami zaludnione.... wszystko to na oczach mu staje, jak pyszny obraz, w szarawych półcieniach trzymany.
Młody oficer zapala latarkę i nagle, jakby cudem, wynurzyła się z ciemności młoda murzynka, po to przybywająca, by mu latarką przyświecać. Wdzięcznie przykląkłszy na ziemi, zwinnemi rnchy młodéj małpki, skierowywa strumień światła na ręce, w których oficer list trzyma.
Gaet uśmiecha się, milcząc, ale żadnego nie okazuje zdziwienia, jak człowiek, do takich przysług nawykły.
Ta murzyneczka, siostra jednego z tyralierów, nosiła imię Joanny-Maryi.
Jakimże sposobem niewieście to imię bretońskie dostało się téj czarnoskóréj dzieweczce?
Musiało to być zapewne poufałe przezwisko, wspomnienie oddalonej ojczyzny, nadane małéj córze plemienia Phoulów, przez jakiego biednego nowobrańca z Bretanii, kolegującego z jéj bratem murzynem.
W saméj zaś rzeczy, brat miał na imię Sambo, siostra zwała się Dieba.
Matka ich niewolnicą była w Yola, w dalekim kraju, gdzieś aż za Timbuktu położonym, a syn chował oszczędnie każdy grosz żołnierskiego żołdu, by złożyć wreszcie sumę, potrzebną na wykupienie nieszczęśliwéj branki i sprowadzić ją z powrotem do kraju, przy pomocy ciągnących pustyniami karawan.

..........................

„Synu mój, — pisała matka Gaeta, — pamiętaj o swojém życiu i nie zapominaj, jak mi jesteś drogim! Gdybyś zachoro-