Strona:W Sudanie.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

plemienia nie boją się śmierci ani dla siebie, ani dla braci swoich, lękają się jéj tylko dla kochanków. Wiadome im są różne rodzaje męczarni; widziały jak spadają głowy u drzwi królewskiéj chaty, gdy król, łagodnie się uśmiechając, wyrzekł wedle zwyczaju dziwny swój i różne domysły uasuwający wyrok śmierci: Ja diarnou mabe, — niech ich pić poprowadzą; — widok krwi nie przejmuje ich przerażeniem; patrzały-by bez wzruszenia na rzeź całego narodu.
— Biédne dziecko! jakimże sposobem nie zabłądziłaś w pustyni? — spytał młody człowiek.
— Szłam waszemi śladami, idąc za tropem jak myśliwy. Dymiące popioły, ułamane gałęzie, nogami zdeptane trawy, lub zmącona woda strumienia, wskazywały mi drogę. Unikałam wiosek, pagnem moim okryta, sypiałam pomiędzy gałęziami barbabu z obawy wężów i skorpionów. Pożywieniem mi były poziomki i złoty owoc kauczuku.
Spokojnie i bez trwogi przebywałam pewnego dnia niewielką dolinę, gdy nagle posłyszałam wielki hałas, a potém krzyki tak okropne, jakby za chwilę ukazać się miało całe wojsko lwów pustyni. Śpiesznie ukryłam się w krzakach i ztamtąd ujrzałam cały szczyt góry, rojący się mymi rodakami, którzy zbiegać jęli z gór z pędem, jak rwące w dal i nieokiełznane fale morza, gdy z rykiem uderzając o skały nadbrzeżne, czarnemi toniami piasek nadmorski okryją.
Wojownicy proroka przeciągnęli obok miejsca, gdzie byłam ukrytą, nie domyślając się mojéj obecności; simoun dął gwałtownie, tumany piasku wznosiły się nad ich głowami jak czerwonawy obłok żarzący, a za tymi ludźmi zbrojnymi, szła gromada gryotów i grajków na balafonie, razem z gromadą kobiet strojnych w naszyjniki z nanizanych gałek bursztynowych i szczęk nietoperzy. Wyszłam wtedy z kryjówki mojéj i połączyłam się z tym tłumem. Wszyscy pijani byli piwem, nie było więc z nimi co mówić; ale doszłam, że jeden z grajków bity i poniewierany przez drugich, nie jest z losu swego zadowolonym.... Potrafiłam go tedy przekonać, żeby się dał użyć za posła do komendanta oddziału i poszedł mu powiedziéć, że Samory podejść was myśli z nienacka i, pobrawszy was do niewoli, upiecze w studni ognistéj. Pomknął lotem ptaka......
Dziewczynka zatrzymała się na chwilę, zdyszana tak dłu-