Strona:W Sudanie.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

rze ich wyrażały do idyotyzmu posunięty przestrach, z chorobliwych hallucynacyi powstały; ciała, mimo młodości, zwiędłe były, jak suszą strawione rośliny; matki, same dziećmi prawie będące, matki, którym wyrwano karmione przez nie niemowlęta, wiodły wkoło obłąkaném spojrzeniem, jęcząc na bezdzietność swoję i na ból, co wyschłéj piersi karmicielek wrzodami dolegał.... Niejedna z nich, urodzona wolną, miała na wychudłéj twarzy delikatnych tatuowań rysunki....
Młodzieńcy, o słabych jeszcze muskułach, gnąc karki pod nadmiernym obarczającego ich brzemienia ciężarem, szli na samym końcu, chwiejnym i niepewnym krokiem, z nieprzytomnym wyrazem twarzy, okropnemi wstrząsani dreszczami, jakby dręczeni nigdy niezatartém wspomnieniem krwawych mordów i wstrętnych, strasznych biesiad!...
A to, co w ogromnych tykwach nieśli na głowie nieszczęśliwi ci jeńcy, miało wartość sto razy od ceny ich wyższą! Było to złoto, z gór Labul pochodzące, a z niezrównaną oryginalnością cyzelowane; czerwone, ogniami sypiące, drogie kamienie, i kły słoniowe; gliniane dziwnych kształtów naczynia; bronie misternym okryte rysunkiem; farbowane w najrozmaitszy deseń skóry; hafty, jedwabiem i metalową nicią dziergane; strusie pióra, słoniową szerść, oléj palmowy, proszek złoty i różnobarwne kwarce, oraz paciorki bursztynowe, jasne, wonne, elektryczne, do łez przez słońce uronionych podobne.
Ale biedacy lękali się okazać, jak bardzo są znużeni, i wieczorem, zjadłszy wydzieloną im porcyą gęstéj z prosa rozgotowanéj kaszy, żartują i śmieją się przy dozorcach i wątłe siły wytężają, z obawy, aby, jako chorych i na nic nieprzydatnych, nie rozpłatano ich żywcem.
Uważani jako bydlęta robocze, weszli w obieg, niby rodzaj obdarzonéj życiem monety; wartością równi dwóm sztabom soli, (których dwanaście kosztuje koń), mieli zostać sprzedani natychmiast po doniesieniu na miejsce kosztownego ciężaru, którym ich obarczono.
Przez wiele, wiele tygodni i wiele miesięcy, których liczyć już siły nie mieli, szli pod żarem z nieba padającym, wzdłuż brzegów Nigru.
Niektórzy z nich mówili językiem Phulów; w dalekiéj, po-za Timbuktu położonéj krainie, na urodzajnych wybrze-