— Kochanie! miłość! pieszczoty!... — perswadował łagodnie. — Zmiłuj się, czyż można o takich rzeczach myśleć w tym... to jest w wieku nietoperzów Adera! — dorzucił skwapliwie. — Miłość nasza byłaby jak surdut łatany. Sto trzydzieści siedem lat rozłąki... pomyśl, co to za łata!
— I cóż to znaczy, skoro jesteśmy znowu tacy, jakimi byliśmy wtedy! — zaszczebiotała pieszczotliwie.
— No, nie całkiem — odparł z ironicznym uśmiechem. — Wtedy... wtedy nie miałem stu pięćdziesięciu dziewięciu lat doświadczenia.
Spojrzała na niego stropiona.
— I cóż stąd? — zapytała.
— To, że dziś czuję, że... że nie jestem ciebie godny i że nie umiałbym odwzajemnić twojej miłości. Dziś mógłbym mieć dla ciebie tylko szacunek.
— Szanuj ty starego dyabła, ale nie mnie! — wrzasnęła rozwścieczona. — Otóż to nagroda za moją miłość, za sto trzydzieści siedem lat wierności! Uhuhu!... O, ja nieszczęśliwa!...
I wybuchnęła nerwowym szlochem.
Czarny Tulipan wzruszył ramionami niecierpliwie.
Strona:W XX wieku.djvu/011
Ta strona została uwierzytelniona.