— Ależ uspokój się, białogłowo namiętna! — jął tłómaczyć łagodnie. — Któż widział być tak gwałtowną w tym wieku... w wieku łyżwowych kolei! — dodał z uśmiechem.
— Nie, ja się na tobie zemszczę, haniebny uwodzicielu!... uhuhu!... Chybaby nie było sprawiedliwości, gdyby cię Bóg nie ukarał za moją krzywdę!... uhuhu!...
— Za twoją krzywdę?... A to wyborne!... No, powiedz-że mi, czego ty właściwie chcesz ode mnie?
— Chcę, żebyś się ze mną ożenił...
— Nie, tego nie zrobię!
— Dlaczego?
— Bo nie mam ochoty! Bo cię znam!... Wszakże mam dotychczas na głowie pamiątkę twego miłego humoru.
Przygryzła usta na to wspomnienie.
— Dlaczegóżeś mnie wezwał? — zapytała.
— Ja ciebie?
— A twój wiersz „Do mojego drugiego Ja...“ Przecież to ja niem jestem, nie kto inny!
— Cha, cha, cha!... to wyborne! — parsknął Czarny Tulipan wesołym śmiechem. — Ona to wzięła do siebie!...
— Wszakże mnie tak nazywałeś przed laty? — rzekła Niezabudka.
Strona:W XX wieku.djvu/012
Ta strona została uwierzytelniona.